Moje dno
Już 8 miesięcy…
Gdyby to nie oznaczało „na zawsze”, byłoby zwykłą tęsknotą.
Gdybym mieszkała daleko… nie widziała go choćby 80 miesięcy….
Ale gdybym wiedziała, że jest, że żyje,
byłoby to zwykłą tęsknotą…
Ale jest żałobą.
Żałoba po własnym dziecku jest czymś o wiele bardziej bolesnym
od najboleśniejszej nawet tęsknoty.
Andrzej był moją nadzieją…
Nigdy mnie nie zawiódł a jego wyjątkowa dojrzałość dodawała mi siły.
Teraz oprócz bólu po stracie Andrzeja doszedł strach.
Paniczny strach o kogoś, kto mi jeszcze pozostał…
O drugie dziecko.
To nic, że ma już 28 lat.
Często śnią mi się koszmary…
walcząc o niego, jestem zdolna zniszczyć każdego, kto mu zagraża.
I budzę się z krzykiem
i bywa że nie mogę nad niczym się skupić, bo czuję, że coś mu grozi…
I próbuję przynajmniej podsłuchać, czy nic złego go nie spotkało…
Ten strach czasami mnie paraliżuje.
Od 5 miesięcy nie pracuję… nie potrafiłam się pozbierać.
Wydawało mi się, że znajdę swoje „dno”… i wtedy odbiję się…
Ale tego dna nie widać.
Dodaj komentarz