Nic nie mieć
Bóg stworzył kobietę miękką a jednocześnie jakże twardą…
Nie potrafię pożegnać się z Andrzejem.
Czasami wchodzę do jego pokoju…. dotykam komputera…. telefonu,
paszportu….. dokumentów, które pozostały po nim,
otwieram szafę i dotykam ubrań….
Zaglądam do kieszeni z nadzieją, że znajdę coś, co należało do niego,
czego dotykał…. I czego do tej pory nie znalazłam….
Przytulam jego płaszcz…. kurtkę…. i wyję z tęsknoty.
Pękło mi serce po jego śmierci, a jednak żyję
choć nie mam skąd wziąć siły…
Nie myślałam, że potrafię tyle przeżyć.
Już zapomniałam, jak wielką sztuką jest uśmiechać się,
kiedy chce się krzyczeć…
Już zapomniałam, jak dławią łzy wylewane w samotności i w ukryciu.
Kiedy miałam 16 lat, dramatycznie cierpiałam po tragicznej śmierci
mojej pierwszej miłości.
Bardzo się bałam, że kochać to znaczy cierpieć,
że za wszystko kiedyś przyjdzie nam zapłacić…
I tylko waluta mogła być różna.
Ja zawsze płaciłam łzami…
Myślę, że to poziom świadomości duszy decyduje o tym,
czy jesteśmy na ziemi „za karę” czy w nagrodę….
Jednak najlepiej nic nie mieć… albo mieć niewiele.
Szczęśliwy i bezpieczny może być tylko ten, komu los nie ma co zabrać.
I tu odzywają się prześladujące człowieka cnoty boskie: wiara i nadzieja.
Można wykopać grób i spróbować pogrzebać wiarę,
ale czy nadzieja kiedykolwiek skona ???
Dodaj komentarz