Ciągle jesteś synku w moich myślach.
Zastanawiam się nie raz, co byś zrobił w tej czy innej sytuacji,
oczami wyobraźni widzę twoje ruchy i słyszę twój głos...
Nadal płaczę, bo to nieprawda, że czas goi rany,
ale umiem już żyć z tą raną.
I wcale to nie oznacza, że jest łatwiej niż miesiąc po pogrzebie....
Nie jest łatwiej, ale już umiem...
Nie muszę być silna... mogę nocami płakać do woli...
i wcale nie wycierać łez z twarzy...
mogę rozmyślać nad miłosierdziem Boga... bo podobno jest miłosierny.
Nikomu nie muszą podobać się moje czarne ciuchy, choć żałoba podobno trwa tylko rok.
I nikt nie musi próbować mnie "wyciągać" z dołka...
Mam to gdzieś !!!
Muszę tu tkwić... nie ma sensowniejszej alternatywy...
Tkwię i czekam aż cię zobaczę syneczku...
Zobaczę ?????